Oto moja relacja z targów końskich w Skaryszewie. Dodaję do niej zdjęcia swojego autorstwa. Jeżeli przeczytacie relacje i obejrzycie zdjęcie bardzo, bardzo ale to bardzo Wasz proszę o wklejanie jej treści na Wasze blogi albo linkujcie ją u siebie na Fejsbukach i blogach. Linkujcie, rozpowszechniajcie – inaczej nie nagłośnimy tej sprawy i nie przyczynimy się, wspólnymi siłami, do zmiany prawa w Polsce. Walczymy wszyscy o to samo- zakaz hodowli koni na rzeź i zakaz wywożenia Polskich koni do Włoch. Niech jak najwięcej osób przekona się jak NAPRAWDĘ wygląda targ w Skaryszewie. Jak rażąco łamane są tam prawa zwierząt. Oto co widziałam w Skaryszewie.
Z trójmiasta jechałyśmy z dwoma koleżankami. Najpierw 9 godzin do Radomia a potem około pół godziny PKSem do Skaryszewa. Na miejscu był już rozstawiony namiot Tary. Pierwi hanldarze zaczynali już się zjeżdżać na miejsce. Od Scarlett- prezes Fundacji Tara otrzymaliśmy wskazówki co robić i jak się zachowywać. Około godziny 22 ruszyłyśmy robić pierwsze zdjęcia i sprawdzać pierwsze ciężarówki. W jednej z przyczep 4 konie były tak bardzo stłoczone że nie miały nawet możliwości wyprostować się. Ostatni wepchnięty koń miał pysk na stałe przygięty do lewego boku bo inaczej nie zmieściłby się do przyczepy. Stojący obok koń miał świeżą, otwartą ranę na zadzie (zdjęcia), którą cały czas ocierał o ścianę ciężarówki. Na miejscu nie było weterynarza a inspekcja weterynaryjna składająca się z kilku chyba kompletnie przypadkowych osób (wśród nich około 17 letni chłopaczek) na informację o rannym koniu tylko wzruszyła ramionami. Weterynarz do, którego zadzwoniono odmówił przyjazdu na miejsce. Tak samo policja. Na szczęści na miejscu byli Inspektorzy TOZu. Około północy rozpoczął się pierwszy załadunek koni jadących do włoskich rzeźni. Do tego czasu większość chłopów, którzy przyjechali z końmi była już pijana. Przypominam, że załadunek koni rzeźnych NIE może odbywać się w nocy. Działania tych ludzi były niezgodne z prawem i robione w nocy po to by uniknąć przestrzegania przepisów egzekwowanych w dzień.
Konie wyciągane z ciężarówek były wprowadzane do przyczep i stłaczane jedne obok drugich. Zwierzęta były przerażone i nie chciały wchodzić po rampie. Były ciągnięte za sklecone z sznurków kantary, za ogony, grzywy, popychane i bite batami. Po załadowaniu czasami zaczynały kopać i gryźć się nawzajem. Wrzaski dobiegające ze środka przyczep nie pozostawiały wiele do myślenia: „Nastąp się skurwysynu!! Rusz się ty pierdolona góro mięcha!! W lewo tępa pizdo!! Dalej kurwa!! Te dwa nie mają paszportów, gówno dostaną a nie paszporty, pierdoleni zieloni!!” - to tylko kilka przykładów tego co słyszeli aktywiści robiący zdjęcia podczas załadunku koni. Co jakiś czas w naszą stronę leciay wyzwiska i szyderstwa. Chamskie okrzyki i groźby były bardzo częste. Jeden chłopak, który wszedł na rampę by zrobić zdjęcie koni stłoczonych w środku został uderzony pięścią w twarz przez agresywnego, pijanego chłopa. Ja wraz z dwoma dziewczynami zainteresowałam się otwartą ciężarówką, w której stały bardzo piękne, potężne konie pociągowe. Ich właściciel otworzył przyczepę postawioną przy drodze i poszedł pić alkohol do kompanów. Gdy weszłam na rampę z latarką by sprawdzić stan koni własciciel przybiegł i zaczął mnie szarpać, żebym zeszła z rampy. Na moje stanowcze „Proszę natychmiast zabrać te ręce!!” Zaczął podnosić klapę rampy , na której stałam tak bym wpadła prosto na i tak już przerażonego konia. Potem nastąpił jeszcze bardziej niebezpieczny incydent. Zrobiłam zdjęcie szeregu koni ztojących obok siebie przy ciężarówce. Otoczyła nas grupa około 20 chłopów, odcięli nas od reszty i zaczęli obrzucać nas wyzwiskami. Jeden z nich podszedł do mnie z metalowym drągiem i zaczął krzyczeć „Zajebię cię ty głupia pizdo, będziesz zdychać w tym rowie pierdolona dziwko i nikt nawet nie będzie o tym wiedzieć, wypierdalaj stąd z tym aparatem zeszmaciała kurwo bo zaraz ci więcej metalu wbiję w tą twoją pierdoloną gębę!!!” Zamachnął się przy tym na mnie drągiem, który trzymał w ręku, mając nadzieję, że ucieknę. Nie postąpiłam może zbyt mądrze bo, mimo że w środku byłam pewna, że zaraz zostanę pobita to nie ruszyłam się ani o krok i powiedziałam spokojnie „Nie boję się ciebie a wszystko co powiedziałeś zostało nagrane bo kręcę aparatem film”. Było to kłamstwo ale miałam nadzieję, że ten człowiek się przestraszy i odejdzie. Głupota z mojej strony bo mogłam stracić aparat. Byłam wtedy przerażona do granic i nie myślałam racjonalnie. Po tym wydarzeniu robiłam już mniej zdjęć bo bałam się, że tym razem nie skończy się tylko na pogróżkach. Samotnie przywiązany do ciężarówki jabłkowity koń (na 3 zdjęciach) był skrajnie podenerwowany otaczającym go zgiełkiem i na każdą próbę zbliżenia się do niego czy nawet przejścia obok niego reagował kopaniem i wierzganiem co powodowało tylko nowe wybuchy śmiechu uradowanych handlarzy. Handlarze byli coraz bardziej pijani, padał śnieg, zwierzęta były zziębnięte i przerażone. Starałam się nie myśleć o ogromie cierpienia jaki mam przed oczami, odepchnęłam od siebie jakiekolwiek uczucia, chciałam zapamiętać jak najwięcej i sfotografować to co widzę. Niektóre konie miały kopyta w skandalicznym stanie, stare i źle zrośnięte złamania nóg, zdeformowane nogi, rany.. Godziny mijały, handlarzy przybywało a wolontariusze dokumentowali co tylko mogli. Około godziny 7 rano zaczął się załadunek kolejnych TIRów jadących do Włoch. Gapiów było mnóstwo, zwierzęta przerażone nie chciały wchodzić na rampę, spadały z nich, przewracały się. Wywoływało to tylko wściekłość ciągnących je handlarzy i śmiech obserwujących chłopów. Dokumentowałyśmy to z aktywistami przy akompaniamencie wyzwisk i śmiechów zgromadzonych. Komentowano w bardzo prostacki i wulgarny sposób nasz wygląd (wiadomo, że wegeaktywiści lubią czasem wyglądać kolorowo i inaczej niż ten prostacki motłoch w ogóle jest w stanie sobie wyobrazić), najszerzej komentowano moją osobę z uwagi na ilość kolczyków widocznych na twarzy. Najczęstszym komentarzem było to, że może mnie też warto władować do ciężarówki skoro zakolczykowałam się jak krowa. Bardzo trudno mi było ignorować to i nie wdawać się w dyskusję. Z wielkim upodobaniem handlarze wyśmiewali się z nas proponując kotlety z koniny bo „mogą zaraz na miejscu zarżnąć któregoś i będzie pyszna koninka”. Żony handlarzy podeszły do nas i zaczęły krzyczeć, że mamy się wziąć do roboty a nie protestować przeciwko czemuś o czym nie mamy pojęcia. Że najpierw powinniśmy tyle przeżyć z końmi co oni a dopiero potem się wypowiadać. A co to zmienia? To, że spędziłabym z końmi 20 lat usprawiedliwiłoby to, że najpierw takiego konia hoduję, karmię i leczę a potem bez skrupułów sprzedaję na rzeź? Bzdura. Dodatkowo wykrzyczano, że najpierw powinniśmy się nauczyć oporządzać konia a potem się odzywać. Umiem oporządzić konia od A do Z. Wyczyścić box, nakarmić, wyczyścić konia, osiodłać i rozsiodłać a także zabezpieczyć po wysiłku, żeby się nie przeziębił lub nie przegrzał. I jestem pewna, że zrobiłabym to lepiej niż ci chłopi bo bez użycia krzyku, popychania i bata. Wierzę, że większość aktywistów obecnych na targu również umiała obchodzić się z końmi. O 10 zaczynała się manifestacja aktywistów. Ja nie miałam już na nią siły. Po ponad 40 godzinach bez snu, zziębnięta do kości i przytłoczona ogromem cierpienia i okrucieństwa jakie zobaczyłam w Skaryszewie o 8:45 wraz z koleżankami, z którymi przyjechałam opuściłyśmy teren Wstępów- bo tak nazywała się cała impreza. Obawiałam się, że nie znajdę w sobie już więcej siły i cierpliwości by nie odpowiadać na krzyki i wyzwiska. O manifestacji każdy może przeczytać, choćby tu:
albo tu:
Tarze udało się wykupić 10 koni. Tak jak napisali na swojej Fejsbukowej stronie:
„10 historii, które nie skończą się dramatem transportu i śmiercią w rzeźni.
10 koni, które dzięki wielu Ludziom, wielu pięknym sercom, będzie mogło przeżyć swoje życie godnie, wraz ze swoimi końskimi braćmi w Tarze.
10 koni ocalonych przed światem.
10 koni, które razem wydarliśmy śmierci.
10 koni.
10 par ufnie patrzących na nas oczu. One wiedzą. Ich oczy są rozumne. Zostały uratowane. Jadą do domu, do Tary!”
W przyszłym roku lepiej się zorganizujemy, będzie Nas więcej, lepiej będziemy walczyć z całym tym niesprawiedliwym i całkowicie niepotrzebnym okrucieństwem. Zapity, rozwrzeszczany i prostacki motłoch już nas nie zastraszy. Nikt Nas nie powstrzyma.
Dzięki wszystkim, którzy byli i których poznałam. Jesteście wspaniali. Mimo kompletnie odmiennych poglądów i niezgodności subkultorowej świetnie się z każdym z Was dogadałam :) Wszyscy po naszej stronie byli serdeczni, mili, gotowi pomagać sobie nawzajem, dzielić się herbatą, kanapkami i słowem wsparcia. Ewelina, Kasia i Ania, różowowłosa Krysia i jej chłopak Mateusz, Dorotka z Vegi i masakrycznie zasmarkana Monika, które ogrzały nas w samochodzie, Madzia, Lena, Daniel, bezimienny freeganin i jego kolega dredziarz- wszyscy sprawiliście, że nie załamałam się kompletnie i wytrzymałam do rana. Wielkie dzięki dla Was i mam nadzieję, że widzimy się w przyszłym roku :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
EDIT 01.03.2012r
Właśnie dostałam wiadomość od pewnej zabawnej osoby- Angeli M. (nazwiska nie podam bo nie jestem chamska), która nie dość, że pomyliła moje zdjęcia ze zdjęciami z innej galerii to jeszcze zarzuciła nam, że targ jest legalny a my ośmieszamy się robiąc zdjęcia i szum wokół tego. Dodatkowo cytuję tu: "I po co takiemu koniowi "ratowac życie" żeby ciepiał żeby miał poroblemy z poruszaniem..
w ten sposób robi się wierzęciu jeszcze gorszą krzywdę. koń nie nadaje się pod siodło z jakiegoś tam powodu, niekoniecznie dlatego że jest ,,zużyty", jest stary zmęczony życiem niekoniecznie katowany. jeżeli w polsce zakaże się hodowli koni na rzeź część ras zimnokrwistych zginie z powierzchni naszej planety. nie pracuje się już w polu końmi ciężkimi więc jeśli nie na mięso to w jakim celu ludzie mieliby je hodować?." To wypowiedź na temat konia z chorą nogą.. Nie trzeba komentować chyba poziomu tej wypowiedzi. Skoro koń jest chory to po co ma żyć? Dodatkowo owa "miłośniczka jeździectwa" (czyli inaczej wyzysku koni) zarzuciła mi, że " jeszcze jedno i w sumie najważniejsze...na jednym z pani zdjęć jest mój przyjaciel...hodowca szanowany w końskim srodowisku jako osoba handlująca końmi jeżdżonymi w sporcie...a u Pani na zdjęciu jest opisany jako Pijany wieśniak i prymitywny rolnik..." Taaaakkk, ciekawe, które to zdjęcie skoro ŻADNE nie jest podpisane w taki sposób.. Przykre, że są wśród nas ludzie widzący tylko czubek własnego nosa..
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()