Cześć :)
Zmiany, zmiany, zmiany. Tak często się ich boję a okazuje się, że ich efekty są super miłe :) Po pierwsze: w piątek zakończyłam swoją 4 letnią pracę na stanowisku konsultanta infolinii towarzystwa ubezpieczeniowego :) Praca wyczerpująca, ciężka koszmarnie, ryjąca banię. Jak to w wielkiej korporacji. Piątek był ostatnim dniem "na kablu". Od jutra zaczynam pracę w biurze z czego ogromnie się cieszę a zarazem boję bo biuro jest bardzo ostro kontrolowane pod względem błędów. Codziennie dostaje się szczegółowy raport popełnionych przez siebie błędów. Zobaczymy jak będzie :)
Kolejna zmiana chyba najbardziej zaskakująca, również dla nas. Pamiętacie jak w poprzednim poście pisałam o szczeniaku rottka z hodowli? Nieaktualne. Tydzień temu nudząc się i przeglądając fejsa trafiłam na jedno zdjęcie, które wywróciło wszystko do góry nogami. Zdjęcie psiaka z Fundacji AST zajmującej się bullowatymi. Egzo porzucony w lesie przez swoich poprzednich "opiekunów", którzy dowiedzieli się, że psiak ma raka a operacja to koszt minimum 500 zł.. Zamiast wydawać kasę na operacją łatwiej im było przywiązać do drzewa psa po 11 LATACH (!!!), które spędził w domu.. Trudno mi w to uwierzyć.. Decyzja zapadła w kilka sekund. Przecież szczeniak z rodowodem znajdzie dom tysiąc razy szybciej niż taki dziadek. Tu jest wątek Egza, pooglądajcie zdjęcia bo dziadunio naprawdę uroczy :) EGZO dziadunio z fundacji.
Na imię Egzo nie reaguje a mi się ono kojarzy z egzemą więc u nas będzie Hansem. Jesteśmy po wizycie przed- adopcyjnej i wczoraj zapadła decyzja, że Hans przyjeżdża do nas w przyszłą sobotę. Akurat na urodziny mojego faceta :) Oboje nie możemy się już dziada doczekać. No patrzcie jaką ma piękną mordkę.
Po kastracji (rak jąder- bez przerzutów) będzie zdrowy jak rydz :) Nasz wet się śmieje, że jak zawsze robimy geriatrię z domu :) Ale co ja na to poradzę, że chyba własnie taką misję mam w życiu, żeby przygarniać tej najbiedniejsze, stare bidy bo serce mi przy nich pęka na kawałki. Ja chcę już sobotę!!!
No i obowiązkowo przepis musi być. Mój autorski i powiem tak: mój facet i całe otoczenie są nim zachwyceni a ja nie do końca. Wyprodukowałam kotlety z kaszy pęczak jęczmiennej (tej co ma takie duże ziarna) z cebulką, czosnkiem i ogórkami kiszonymi. Kurcze.. Wyglądają, pachną i co najdziwniejsze smakują jak najprawdziwsze mielone z mięsa.. Jak spróbowałam pierwszy kawałek to ten smak mnie przeraził. Był tak mięsny, że aż stwierdziłam, że chyba mi nie smakują. Jak następnego dnia zaniosłam do pracy i dałam spróbować koleżance to powiedziała, że "zajebiste mielone".. Gotowałam na czuja więc przepis podaję też z głowy.
Składniki:
Buziaki :*
EDIT
Po umieszczeniu tej notki zauważyłam, że pod wcześniejszym postem Anonimowy zamieścił taką grafikę:
Zmiany, zmiany, zmiany. Tak często się ich boję a okazuje się, że ich efekty są super miłe :) Po pierwsze: w piątek zakończyłam swoją 4 letnią pracę na stanowisku konsultanta infolinii towarzystwa ubezpieczeniowego :) Praca wyczerpująca, ciężka koszmarnie, ryjąca banię. Jak to w wielkiej korporacji. Piątek był ostatnim dniem "na kablu". Od jutra zaczynam pracę w biurze z czego ogromnie się cieszę a zarazem boję bo biuro jest bardzo ostro kontrolowane pod względem błędów. Codziennie dostaje się szczegółowy raport popełnionych przez siebie błędów. Zobaczymy jak będzie :)
Kolejna zmiana chyba najbardziej zaskakująca, również dla nas. Pamiętacie jak w poprzednim poście pisałam o szczeniaku rottka z hodowli? Nieaktualne. Tydzień temu nudząc się i przeglądając fejsa trafiłam na jedno zdjęcie, które wywróciło wszystko do góry nogami. Zdjęcie psiaka z Fundacji AST zajmującej się bullowatymi. Egzo porzucony w lesie przez swoich poprzednich "opiekunów", którzy dowiedzieli się, że psiak ma raka a operacja to koszt minimum 500 zł.. Zamiast wydawać kasę na operacją łatwiej im było przywiązać do drzewa psa po 11 LATACH (!!!), które spędził w domu.. Trudno mi w to uwierzyć.. Decyzja zapadła w kilka sekund. Przecież szczeniak z rodowodem znajdzie dom tysiąc razy szybciej niż taki dziadek. Tu jest wątek Egza, pooglądajcie zdjęcia bo dziadunio naprawdę uroczy :) EGZO dziadunio z fundacji.
Na imię Egzo nie reaguje a mi się ono kojarzy z egzemą więc u nas będzie Hansem. Jesteśmy po wizycie przed- adopcyjnej i wczoraj zapadła decyzja, że Hans przyjeżdża do nas w przyszłą sobotę. Akurat na urodziny mojego faceta :) Oboje nie możemy się już dziada doczekać. No patrzcie jaką ma piękną mordkę.
Po kastracji (rak jąder- bez przerzutów) będzie zdrowy jak rydz :) Nasz wet się śmieje, że jak zawsze robimy geriatrię z domu :) Ale co ja na to poradzę, że chyba własnie taką misję mam w życiu, żeby przygarniać tej najbiedniejsze, stare bidy bo serce mi przy nich pęka na kawałki. Ja chcę już sobotę!!!
No i obowiązkowo przepis musi być. Mój autorski i powiem tak: mój facet i całe otoczenie są nim zachwyceni a ja nie do końca. Wyprodukowałam kotlety z kaszy pęczak jęczmiennej (tej co ma takie duże ziarna) z cebulką, czosnkiem i ogórkami kiszonymi. Kurcze.. Wyglądają, pachną i co najdziwniejsze smakują jak najprawdziwsze mielone z mięsa.. Jak spróbowałam pierwszy kawałek to ten smak mnie przeraził. Był tak mięsny, że aż stwierdziłam, że chyba mi nie smakują. Jak następnego dnia zaniosłam do pracy i dałam spróbować koleżance to powiedziała, że "zajebiste mielone".. Gotowałam na czuja więc przepis podaję też z głowy.
Składniki:
- 1,5 szklanki suchej kaszy pęczak
- 2 cebule (lub jedna, jak kto woli)
- kilka ogórków kiszonych (ilość wedle uznania ale muszą być w składzie masy)
- 2 ząbki czosnku
- musztarda
- sól
- pieprz
- olej
- bułka tarta
Kaszę płuczemy na sitku i wrzucamy do osolonego wrzątku w proporcji 1:2 dla kaszy. Czyli 1,5 szklanki kaszy na 3 szklanki wody. Gotujemy do miękkości często mieszając. Gdy kasz wchłonie całą wodę i będzie miękka odstawiamy ją, żeby ciut przestygła. Ja mieliłam jeszcze gorącą kaszę i już wtedy bardzo ciężko mi się mieszało masę bo się koszmarnie skleja. Ale ok- mielimy kaszę w maszynce do mięsa (tfu) jak najdrobniej. Do masy dodajemy musztardę, żeby było trochę bardziej mokro a potem pokrojoną w kosteczkę cebulę i ogórki kiszone też pokrojone w kosteczkę. Dodajemy sól i pieprz wedle smaku. Można też sypnąć paprykę słodką w proszku. Do masy dodajemy przeciśnięte przez praskę 2 ząbki czosnku. Formujemy kotlety jak masa całkiem przestygnie. obtaczamy w bułce tartej (opcjonalnie) i smażymy. Podajemy z ziemniakami i surówkami. U nas jak widać bardziej fast foodowo bo z frytkami. Obok sałatka z lodówkowych resztek i buraczki tarte z ogórkiem kiszonym. Polecam, kotlety totalnie oszołomiły większość moich znajomych i ukochanego. Dla mnie są smaczne ale dupy nie urywają. Może dlatego, że zawsze jestem bardzo krytyczna wobec tego co robię :)
Buziaki :*
EDIT
Po umieszczeniu tej notki zauważyłam, że pod wcześniejszym postem Anonimowy zamieścił taką grafikę:
Kimkolwiek jesteś- dziękuję Ci.. To jednocześnie sprawiło, że się popłakałam i poczułam w sercu pewien rodzaj radości.. Bo wiem, że własnie tak jest- że Krzysiulek nie musiał żadnemu bogu udowadniać jak wspaniałym człowiekiem był. Pewnie teraz daje na koło już w niebie i dziara wszystkich świętych :) Nie jestem wierząca ale jeśli są tam jacyś święci to na pewno noszą już najpiękniejsze dziary.. Jeszcze raz Ci dziękuję Anonimowy czytelniku.